…musi umieć zrozumieć…

Pochodzi ze Szczepankowa, a do Wronek przyjechała za mężem. Delikatna, uśmiechnięta. Pani Justyna Nawrot – dumna mama dwóch wspaniałych córek, z wykształcenia socjolog, z zawodu… kurator, który każdego dnia podejmuje trudne decyzje i pomaga tym, którzy tego potrzebują.

…musi umieć zrozumieć…
Red.: Jak to się stało, że została Pani kuratorem?
J.N.: Ludzie często mylą nasz zawód z zawodem prokuratora. Ja zaczynałam pracę dokładnie jedenaście lat temu w Trzciance. Tuż po studiach było mi bardzo trudno. Okazało się, że mam zbyt wysokie wykształcenie. Zaczęłam pracować na tak zwanych pracach interwencyjnych w Urzędzie Pracy. Wtedy zauważyłam, że bardzo lubię współpracować z ludźmi. Pewnego dnia przyjechała pani kurator i szukała kandydatów na zawodowych kuratorów sądowych, a Wronki podlegały wtedy sądowi w Trzciance. Żeby zostać kuratorem, trzeba było mieć skończone 24 lata, nie być karanym, mieć wykształcenie wyższe: socjologiczne, pedagogiczne, psychologiczne lub prawnicze. Zdecydowałam się. Musiałam pojechać do Sądu Okręgowego w Poznaniu. Pamiętam, jak pani, będąca kuratorem okręgowym, popatrzyła na mnie i powiedziała: „Dziecko ty musisz najpierw przytyć i kupić sobie adidasy, bo to jest praca w terenie”. Potem prezes sądu w Trzciance zrobił bardzo dokładny wywiad środowiskowy, to było jak przesłuchanie, mogłam odpowiadać tylko tak lub nie. Ale opinia była pozytywna, usłyszałam, że spełniam warunki. I tak to się zaczęło.

Red.: Jakie są zadania kuratora?
J.N.: To zależy. Pracujemy w dwóch pionach. Jest pion karny, który zajmuje się osobami, które mają wyroki w zawieszaniu, jest też pion rodzinny, który dotyczy dzieci. Dziś nasze obowiązki jasno określa ustawa o kurateli.  Zostałam kuratorem zawodowym dla dorosłych na terenie Wronek i dostałam czterdziestu podopiecznych, miałam wszystkich poznać, odwiedzić, zrobić wywiad środowiskowy, sprawozdanie i oczywiście sprawdzić czy nie popełniają jakiegoś przestępstwa. Początki były trudne. Zapominałam, o co mam pytać, byłam wystraszona, podopieczni dosłownie „wciskali mi kity”. Ale doświadczenie wiele mnie nauczyło, przede wszystkim wiem, że kurator musi wyjść do ludzi, jest po to, by im pomóc.

Red.: Jak potoczyła się dalsza droga zawodowa? Gdzie pracuje Pani obecnie?

J.N.: W 2001 roku dostałam propozycję objęcia stanowiska kierownika zespołu kuratorów w Trzciance, nie chciałam, bo uważałam, że jako dojezdna nie podołam obowiązkom. Ostatecznie jednak objęłam to stanowisko. Pracowałam z bardzo dobrym zespołem. Wcześniej, w 1998 roku, zostałam kuratorem penitencjarnym. Pracuje on ze skazanymi, którym zostało tylko sześć miesięcy kary lub istnieje możliwość przedterminowego zwolnienia. Niespodziewanie zostałam skierowana do pracy w Zakładzie Karnym. Również od mojej decyzji zależy dziś, czy więźniowie wyjdą na wolność, jako kurator mam ich przygotować do normalnego życia. Od lipca 2004 roku Wronki zaczęły podlegać sądowi rejonowemu w Szamotułach, ja również przeniosłam się do Szamotuł. W 2005 roku zostałam mianowana na kierownika zespołu kuratorów w Szamotułach i tak jest do dzisiaj. Niestety mamy pod kontrolą aż dwanaście gmin, a kuratorów jest zaledwie jedenastu – to stanowczo za mało.

Red.: Ilu podopiecznych ma Pani obecnie?
J.N.: We Wronkach mam obecnie 177 podopiecznych. Z tego 79 osób z wyrokami, a więc pod zasądzonym dozorem kuratora, reszta to osoby, które na terenie Wronek wykonują karę ograniczenia wolności, wykonując prace na rzecz społeczności lokalnej, oraz podlegający dozorowi uproszczonemu. Właśnie ze względu na podopiecznych, w każdy poniedziałek, pełnię dyżury w Ośrodku Profilaktyki Uzależnień we Wronkach, muszę zaznaczyć, że mam tutaj znakomite warunki.

Red.: Jak wyglądają relacje z podopiecznymi?
J.N.: Ja wchodzę do ich domów, więc muszę poszukać nici porozumienia, jeśli wokół domu chodzą kury, to od razu pytam o te kury. Miałam podopiecznego, który przez rok nie chciał ze mną rozmawiać. Ja do niego mówiłam, śmiałam się, puszczałam muzykę, rozmawiałam z całą rodziną, a on się całkowicie zamknął, uważał, że to, co go spotkało było niesprawiedliwe. To był fajny chłopak. Odniosłam wtedy wielki sukces, kiedy, po bardzo długim czasie, zapytał: „Zapali Pani?”. Nigdy nie paliłam, ale powiedziałam, że zapalę i od tego czasu zaczęliśmy rozmawiać.

Red.: Jakimi cechami powinien się charakteryzować dobry kurator?
J.N.: Na pewno powinien wykazywać się empatią, musi umieć zrozumieć. Nie może jechać super luksusowym samochodem do podopiecznych, to tworzy barierę. Musi umieć rozmawiać z ludźmi, ja sama nie wiem czy to potrafię, ale lubię i staram się. Zawsze dotrzymuję obietnic. Jest też kwestia wyczucia, jeśli podopieczny ma nadzór za znęcanie się nad rodziną, to kurator musi zadbać o tę rodzinę, znaleźć moment, w którym można porozmawiać. Kuratorzy pracują od 7 do 22, tak jest w ustawie. Bywa, że jest to zawód niebezpieczny, miałam koleżankę, którą skazany gonił z piłą łańcuchową, sama też dostałam anonim z groźbami, choć ten, kto go napisał, sam się późnej przyznał. Trzeba umieć znaleźć dystans.

Red.: Zakładam, że podopiecznymi są zazwyczaj mężczyźni, czy kobiecie jest łatwiej, czy trudniej w tym zawodzie?

J.N.: Wydaje mi się, że kobietom jest łatwiej. Mężczyźni nie mają takiego wyczucia. Ja wchodzę do domu i od razu wiem, z kim rozmawiam. Widzę, jak ta osoba siedzi, jak się zachowuje, jak się odzywa do żony lub dzieci. Można wyczuć taką osobę, choćby nie wiem jak udawała. Poza tym mężczyźni łatwiej otwierają się przed kobietą, ale trzeba do nich dotrzeć. W większości właśnie kobiety są kuratorami, choć przyznaję, że znam również bardzo dobrych kuratorów .

Red.: Najtrudniejsze sytuacje, z którymi się Pani spotyka?

J.N.: Przemoc, znęcanie się nad dziećmi, pobicia, nie miałam na szczęście przypadków molestowania. Problemy narastają, kiedy zaczynałam we Wronkach pracę, nie było narkotyków, teraz mam już cztery osoby z wyrokami za rozprowadzanie narkotyków. Trudne są też takie porażki zawodowe, kiedy trafia do mnie syn byłego podopiecznego, to oznacza, że praca z ojcem się nie udała, dlatego najbardziej walczę o młodzież, oni mogą wrócić na właściwa drogę. Wciąż bardzo potrzeba nam ludzi do pracy. Zapraszam wszystkich kandydatów, którzy chcą pracować z ludźmi i zostać kuratorami społecznymi. Wymagania wyglądają następująco: skończone 24 lata, najlepiej doświadczenie w pracy resocjalizacyjnej lub wolontariacie, preferowane wykształcenie wyższe.

Red.: Dla kontrastu proszę powiedzieć, o tych momentach, które pozwalają uwierzyć w sens działania…

J.N.: Wierzę, kiedy widzę, że młodemu człowiekowi kończy się okres próby pod moim nadzorem, a on w tym czasie podjął pracę, założył rodzinę i poprawił stosunki z najbliższymi. Cieszę się, kiedy spotykam ich na ulicy i słyszę słowa podziękowania. To są w większości ludzie, którzy się pogubili i trzeba było im pomóc. Miałam takiego podopiecznego, który wyjeżdżał za granicę i z różnych krajów przesyłał mi pocztówki. Ja później dołączałam je do akt. Jak wracał to przychodził i opowiadał mi swoje przygody.

Red.: Jak radzi sobie Pani z presją i odpowiedzialnością, jaka ciąży na Pani decyzjach?
J.N.: Tak, trudno jest jakoś odreagować. Jeśli jadę do jakiejś rodziny i wiedzę, że nie ma nic w lodówce, to serce mi się kroi, widzę dramat, bo komuś odbierają dzieci, a potem wracam do domu, mam się wykąpać, przebrać i iść na spotkania z zamożnymi przyjaciółmi. Często nie potrafię, tak po prostu, przejść między tymi dwoma światami. Ratuje mnie moja rodzina. Mam wspaniałego męża, który jest organmistrzem, jego praca wymaga spokoju, skupienia i cierpliwości. Z córkami też mam świetne relacje i one pomagają mi zapomnieć, uspokoić się.

Red.: Czy tę resocjalizacyjną pracę na terenie Wronek można jeszcze jakoś usprawnić?
J.N.: Ja mam bardzo dobry kontakt z policją, z pracownikami Zakładu Karnego i Opieką Społeczną. We Wronkach jest bardzo dużo innych, pomocnych instytucji, ale każda działa osobno, brakuje porozumienia. Mam nadzieję, że nowy burmistrz pomoże mi w organizacji takiego spotkania, z działaczami tych organizacji, władzami i przedstawicielami mediów, które pozwoli zawrzeć wspólny front. Chciałabym, aby ludzie wiedzieli, do kogo mogą się zwrócić.

Red.: Życzę, aby te plany się spełniły i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Magdalena Cenker – “Wroniecki Bazar”

Dodaj komentarz