W ostatnich dniach analizując statystyki naszego serwisu zauważyłem, iż do międzynarodowego grona odwiedzającego serwis WSKS dołączyli Norwegowie. Tym samym dotarł do nas chłodny powiew z północy, niosący ze sobą ducha wojowników sprzed wielu stuleci, Wikingów. Ten fakt sprowokował mnie do napisania niniejszego tekstu. Idąc śladem czcigodnego Kolegi, obieżyświata Antoniego Zabłockiego, postanowiłem dokonać kolejnej odsłony cyklu Kurator po godzinach.
Dawno, dawno temu, kiedy orły, jastrzębie i sokoły górowały nad okolicą, dumnie przemierzając przestworza w poszukiwaniu zdobyczy, jeden z nas, a mianowicie kurator w mojej osobie, opuścił rodzimy gród i udał się na wyprawę, co by skutecznie odeprzeć atak wojów z północy, którzy na Wolinie desant uskutecznili. Setki Wikingów wyległo z drakkarów, nie mając jeno świadomości, iż ziemię na której stopy postawić im przyszło, zamieszkuje lud bitny jak mało który. Słowiański to lud, od Piasta korzenie swe wywodzący. Gdy z nieopodal położonego lasu, pierwsi Polanie zaczęli wybiegać, po raz pierwszy spojrzenia rosłych mężów się spotkały. Bitwa wisiała w powietrzu, a obie strony gotowały się do niej zagrzewając swe szeregi wojennymi okrzykami i demonstracyją oręża. Ziemia dudniła od złowrogich brzmień wojennych bębnów, które zdawać się mogło duchy prastarych wojów na pole bitwy przywoływały. Nie oczekując długo na nieuniknione, ruszyły na siebie oba szeregi, a wszystko to ku uciesze licznie zgromadzonej gawiedzi. Krew się nie lała, acz mało nie zbrakło, wszystko to jednak ukartowane, w „Festiwal Wikingów i Słowian” przemianowane. Wyczyny wojów, pot i poświęcenie uwiecznił wasz skryba, co tu i ówdzie, na wojennej ścieżce bywa.